*niektore rzeczy, ktore pamietam z tamtej nocy - nie pamietasz ich ty. Ale w koncu czlowiek ma pamiec wybiorcza i ktores z nas moze sie poprostu mylic. Opisalem to w takim stopniu w jakim pamietam - bez zadnych skrotow czy pominiec moja najlepsza, najlepsiejsza przyjaciolko*
Jednym z najwazniejszych wydarzen, jakie mialy u jej cioci - byly te z trzeciej nocy mojego pobytu. Bardzo mi opisac co sie wtedy dzialo, o czym myslalem i co sie ze MNA dzialo - z prostego powodu, poprostu malo wtedy myslalem. Moim zachowaniem powodowaly impulsy a myslenie - przejawialo sie jedynie momentami. Mimo to, nie zaluje chyba zbyt wiele z tego co sie wtedy stalo...
Bylo juz dosyc pozno, niepamietam ktora godzina dokladnie - bylem troche spiacy a spac szedlbym w bardzo przyjemnych okolicznosciach. W lozku, obok niej. Ale wydarzenia potoczyly sie zgola inaczej. Ona - odwrocona do mnie tylem, lezy na boku, a ja w tym samym kierunku co ona - rozmawialismy o czyms. Niepamietam o czym, ale pamietam natomiast, ze powiedziala iz jest pewna ze sie w koncu zaczne do niej dobierac. Zaprzeczylem - naprawde nie darowalbym sobie zrobic czegos, co by zniszczylo nasza cudowna przyjazn. Jednakze juz po nastepnych jej slowach - ze i tak to zrobie... nie pomylila sie. Zaczalem ja calowac po ramieniu i szedlem wyzej. Jedoczesnie prosilem, by tak nie mowila (coz za irionia). W koncu nachylilem sie nad nia i pocalowalem w policzek. Bylismy w podobnej pozycji przez chwile. W glowie nie mialem juz zadnych sensownych mysli. Przeszedlem na druga strone lozka, ukleknalem przy nim - obok niej. Bylismy bardzo blisko glowami, tak ze czulem kazdy jej oddech. Z ogromna niepewnoscia i mysla ze to "nieprawidlowe" (ze wzgledu na przyjazn) - pocalowalem ja w usta. To byl prawdziwy pocalunek. Moj pierwszy w zyciu - bez jakiejkolwiek "techniki", szczerze spontaniczny, nieprzemyslany po zadnym wzgledem. I bardzo przyjemny. Do teraz pamietam co wtedy czulem (fiz). Bylem niemalze wstrzasniety tym, ze to zrobilismy. Wszystkie moje poczynania, byly "blokowane" tylko i wylacznie przez mysl iz jezeli do czegokolwiek dojdzie, to zniszcze nasza przyjazn.
Znalezlismy sie w pozycji z ktorej trudno bylo wyjsc w jakis "bezpieczny" sposob. Ona siedziala na lozku a ja ciagle kleczalem obok. Kierowal mna instynkt, jakbym prawie wogole nie myslal. Pamietam, ze zdjela wtedy koszule nocna i zostala tylko w bieliznie. Dotykalem jej ciala. Kilka razy uniosla moj tshirt, ale w polowie - nie chciala bym go zdejmowal. Jakos przenioslem sie na lozko i wtedy siedzielismy na przeciwko siebie, przytuleni (zalozyla juz wtedy koszule z powrotem). Czym dla mnie to bylo? Takim bardzo delikatnym i powolnym - "nie". Pod tym wzgledem zachowala sie cudownie. Zrobila to tak, ze naprawde nie poczulem sie zbytnio odtracony.
Wydaje mi sie, ze bardzo chcialem sie z nia wtedy kochac i tylko dzieki temu, ze mowila (nie wiem co wtedy myslala, ale wiem co mowila) ze "lepiej nie" - nie przeszlismy dalej. Mezczyzni sa jednak dziwnymi, prymitywnymi zwierzatkami i ja rowniez w takich momentach jestem podobny - dopiero po jej nastym wytlumaczeniu mi, ze odmowa nie oznacza iz nie chce ze mna byc wogole, zrozumialem ze to prawda. W tamtym momencie jednak jeszcze tego nie rozumialem.
W glowie mam jeszcze kilka wspomnien, ktorych nie jestem w stanie wpisac w to wydarzenie chronologicznie:
Jak wyszedlem z jej pokoju i poszedlem do siebie. Polozylem sie na lozku i "odsapnalem". Tzn. postaralem sie nie myslec o sexie ani niczym w tym stylu. Chyba mi sie udalo. Bo zaczalem wtedy myslec. O czym? Ze boje sie, ze przez to ze wyszedlem - stracilem ja na zawsze. Po chwili zdobylem sie na odwage i wrocilem do niej. Juz bez zadnego podtekstu - poprostu zeby porozmawiac i usnac w jednym lozku.
Pamietam takze, ze siedzialem na fotelu obok lozka, oparty o nie nogami i przekonywalem ja do tego bysmy "to" zrobili. Tzn... nie mialem zlych intencji, mowilem szczerze i to co mowilem, bylo chyba nawet prawda - ale z perspektywy czasu, jest to dla mnie takie zwykle przekonywanie. Troche tego zaluje.
Jest jeszcze jedna chwila naszej rozmowy, kiedy siedzialem na fotelu. Ona chciala, zebysmy to "cofneli" i udawali ze to sie wogole nie wydarzylo, by bylo tak jak wczesniej. Ostatecznia "wersja" - ta noc sie wydarzyla i zmienila wiele.
Reszte nocy, po jeszcze jednej rozmowie - przyjacielskiej - przespalismy obok siebie. Usnalem chyba dosyc szybko ale i tak intensywnie o tym myslalem.
Tej nocy - zachowala sie naprawde fenomenalnie. Niepotrafie tego opisac. Nie pozwolila bysmy zaszli dalej a zrobila to w niemalze niezauwazalny sposob. Tak subtelnie... to naprawde niesamowite. Wogole zachowala sie tej nocy cudownie. Zreszta - jak zawsze.
I jeszcze jedno - wogole nie zaluje, ze wtedy nie zaszlismy dalej, wrecz przeciwnie - jestem z tego zadowolony. I to bardzo.
Taka mysl: mezczyzni to naprawde proste futrzaki, ktore praktycznie przestaja myslec w niektorych sytuacjach - odpowiednich momentach. Kobiety natomiast to ich sumienie, ktore - kiedy trzeba - walczy z meskim instynktem.