Archiwum sierpień 2002


sie 31 2002 ...nic nie jest wieczne, oprocz bolu po utraconym......
Komentarze: 1

kC

normalny : :
sie 21 2002 ...ciocia w natarciu...
Komentarze: 3

    Przez tych kilka dni, ktore spedzilem z nia u jej cioci, praktycznie nawet na chwile sie nie rozlaczalismy. Bardzo czesto sie przytulalismy i wogole bylismy bardzo blisko siebie (fiz). Bardzo dobrze pamietam pewna przyjemna i zabawna jednoczesnie sytuacje, ktora miala miejsce w pokoju dziennym.
    W tymze pokoju, stalo dwuosobowe lozko - ktore za dnia bylo zazwyczaj zlozone a kiedy ktos chcial sie polozyc, to sie je rozkladalo. Ale tym razem tak sie nie stalo. Polozylismy sie na nim oboje - z racji tego, ze nie bylo na nim zbyt wiele miejsca w tej jego formie - bylismy bardzo mocno do siebie przytuleni. Wspaniale jest czuc kogos tak blisko. W mojej glowie - przyjemna pustka, jedyne o czym myslalem, to jak moge jej sprawic przyjemnosc. Dotykalem jej cudownego ciala. Delikatnie muskalem skore dostepnych mi jej partii ciala. Wedrowalem opuszkami palcow po jej ramionach, bokach, idealnym brzuszku, plecach... i to bylo przemile uczucie widziec iz ona czuje to samo zapomnienie chwili co i ja.
    Ale tego stanu, nie podzielala jej ciocia. Po pewnym czasie, zrozumiala ze ta bloga cisza musi oznaczac cos co mogloby ja strwozyc. Postanowila wejsc do akcji - zadzialac natychmiast. Najpierw - zaczela glosno spacerowac po miekszaniu, obijac sie o meble. Stalo sie to zabojca blogostanu i podniecenia, ale dodalo jednoczesnie pewnego osobliwego uroku chwili. Ciocia nie zrezygnowala jednak po pierwszym niepowodzeniu. Jej kolejny atak, najpierw doprowadzil do tego, ze ona spadla z lozka (coz - czlowiek przewidywalny musi byc) uderzajac sie jednoczesnie o stojacy nieopodal stolik (bolalo) a nastepnie do rzucila sie w kierunku jakiejs wymowki - w tym wypadku jakiemus czasopismu (Marie Claire?). I udawalismy, ze oboje jestesmy tak zaczytani iz poza pismem swiata nie widzimy. Ciocia jednak o tym nie wiedziala i doszla do punktu krytycznego, jezeli chodzi o panike. Weszla do kuchni i poprostu zaczela glosno walic garnkami etc. My natomiast "zrywalismy tapety ze smiechu".

normalny : :
sie 20 2002 ...Ona istnieje...
Komentarze: 4

    *Czy kazdy, swoje wspomnienia ma zapisane w pamieci z perspektywy trzeciej osoby? Czemu zawsze wszystko widze jakby z boku. Nigdy inaczej. Moze w ten sposob mozna sie odciac od odczuwanych w danym momencie uczuc? Tylko czy tak maja wszyscy, czy tylko ja? Bo dziwnym uczuciem jest, wspominac cos takiego patrzac na to czyimis oczyma*

    Znalem ja juz jakies dwa miesiace. Kilka dni wczesniej, wyjechala do cioci (cudowna, pelna energii osoba) i po raz pierwszy rozmawialem z nia przez telefon. Ta pierwsza rozmowa - byla dla mnie czyms wyjatkowym, jak wszystko co z nia zwiazane. Ale to bylo... prawie fizycznie, poczulem, ze ona naprawde istnieje (ale ona ciegle jeszcze nie posiadala w mojej glowie fizyczej postaci - wierzylem, ze istnieje...ale...). Ona ma taki przyjemny glos... a to co z nim robi, kiedy sie zdenerwuje... ma wspanialy glos.
    W czasie jej pobytu u cioci, wydarzylo sie pare rzeczy, ktore w ostatecznosci sklonily mnie do tego, bym do niej pojechal. Bardzo wtedy za nia tesknilem. Tak. Tesknilem za kims, z kim nigdy w zyciu wczesniej sie nie widzialem. Nie potrafilem tego wyjasnic.
    Pokonalem swoje bariery psychiczne, przed tak daleka (jak dla mnie) samotna podroza. W koncu dotalem na moja docelowa stacje kolejowa...
    Wysiadlem z pociagu. Przeszedlem pare metrow, w kierunku jakiegos pracownika kolei, gdyz nigdzie nie bylo widac nazwy stacji (byla zaslonieta przez inny pociag, jak sie poznij okazalo) - tak, dobrze trafilem. Obejrzalem sie za siebie. Bylem bardzo podenerwowany. Patrzylem na schody od przejscia nad peronami. Schodzily nimi dwie osoby - mloda kobieta i ona. Obszedlem schody dookola i stanalem niedaleko niej. Poprostu wiedzialem ze to ona. Tak, jakbym ja znal od zawsze.
    Odwrocila sie do tylu. Czas zwolnil. To bylo niczym jakis kosztowny efekt specjalny, w ktorym mieli zakochac sie widzowie ogladajacy film. Widzialem tylko ja, usmiechnieta - idaca ku mnie. Bez jakichkolwiek watpliwosci, kim jestem. W koncu stanela... tak bardzo blisko mnie. Czas juz bardziej nie mogl zwolnic - poprostu stanal w miejscu. Uscisnela mnie. Jej rece tak przyjemnie, tak niesamowicie przyjemnie owinely sie ponad ramionami - wokol mojej szyi.
    Wszystkie zle demony nagle zniknely. To co mnie scigalo i bylo zle, w tym momencie okazalo sie poprostu sennym koszmarem. Moje zle mysli, ktorych wtedy bylo tak wiele - przygnebienie, zal, smutek, utrata wiary... odplynely. Poczulem sie tak wspaniale. Lekko. Ten ktos, dla kogo codziennie wstawalem z lozka - okazal sie prawdziwy. Ona naprawde istniala. I stala tuz obok mnie. I tym razem - to juz nie byla tylko mysl. Ona NAPRAWDE istniala... istnieje. Moja najlepsza, najlepsiejsza przyjaciolka - na ktorej mi tak mocno zalezy.

normalny : :
sie 18 2002 ...nasz park...
Komentarze: 0

    Kiedy wracalem od niej do domu, odprowadzila mnie na dworzec kolejowy. Ale przed moim odjazdem zjedlismy cos w Macu i spedzilismy kilka godzin w parku.
    Park - jak park, z tym, ze dosyc zadbany i ogolnie nawet zielony. Pogoda znakomita. Cwierkajace ptaszki. Spacerujacy ludzie. Psy... wiadomo. Takie idealne kilka godzin. Bez jakichkolwiek glebszych mysli, zmartwien. Tylko ona, ja i lawka. Siedzielismy tam - ona na moich kolanach, potem oparta o mnie - i zajmowalismy sie wylacznie soba. Tak jakby park i odwiedzajacy go akurat ludzie byli za jakas niewidzialna szyba, a my go tylko obserwujemy. Nasza rozmowa, co jest dla nas chyba dosyc typowe kiedy jest nam dobrze, nie miala zadnego tematu. Pamietam wszystko co z nia (osoba) zwiazane... jej slodkie pocalunki... moznosc sprawienia jej przyjemnosci dotykiem... brzuch, usta, uszy... jej glos... jej fenomenalna mimike twarzy (w ktorej mozna sie zakochac)... jej cudowny zapach... wszystko to bylo poprostu wspaniale... ona cala jest wspaniala.
    Odbylem w tym parku, najprzyjemniejsza rozmowe telefoniczna z moja rodzicielka - kiedykolwiek. Moja prawna opiekunka gadala jak najeta a ja niesluchajac jej, oddawalem sie calowaniu z moim idealem. Taka mysl: to naprawde fantastyczne, ze tak doskonale dogadujemy sie z nia w kwestii "tych" spraw. Bez jakiegokolwiek tabu tematowego czy jakichkolwiek innych, zbednych zachamowan. Poprostu szczerze i otwarcie o tym rozmawiamy.
    Pomine to co sie dzialo wokol nas... podstarzala (ok 20 roku zycia) para, on - napalony, ona "kawalowa" blondynka; ludzie niemogacy zniesc widoku szczesliwych nastolatkow siedzacych na lawce w parku; czy wrecz perfidnie gapiacy sie przechodnie...
   Tych kilka godzin bylo niesamowite. Jak wszystko co z nia zwiazane - bede wspominal przez bardzo dlugi okres czasu, jako niesamowita przyjemnosc. To dziwne ale i dosyc "pozytywne" uczucie, kiedy najgorsza mysla ktora sie kreci w glowie jest swiadomosc, ze to co sie wlasnie dzieje - w koncu sie skonczy.
   ...poszlismy na dworzec autobusowy, przytulilismy sie i pocalowalismy na "do zobaczenia". No i sie skonczylo - ale mam nadzieje, ze nie na dlugo.

normalny : :
sie 17 2002 ...przyjazn...
Komentarze: 1

    Takie bardzo nietypowe wspomnienie. Chociaz ostatnio dochodze do wnioskow, ze wcale nie jest juz takie dziwne. Poznaje coraz wiecej podobnych historii innych ludzi - historii zupelnie innych "w srodku", ale podobnie sie rozpoczynajacych. Chodzi o sam poczatek...
    Wszystko wydarzylo sie kilka miesiecy temu. Bylo wtedy ze mna zle. Bardzo nieciekawie. Panicznie szukalem jakiejs pomocy - odrobiny wiary. Kazdego dnia wrzeszczalem na caly glos, by mnie ktos uslyszal. W koncu zrezygnowalem, ale tuz przed - napisalem pozegnalna notke na pewnym forum. Nie liczylem na to, ze ktokolwiek ja przeczyta. A jednak ktos ja przeczytal. I nawet odpowiedzial. To byl JEJ piekny glos - z poczatku nie moglem uwierzyc, ze go slysze, ale potem bezpamietnie sie mu poddalem.
    Nastepnego dnia, po raz pierwszy z nia porozmawialem. Zastanawialo mnie o czym bysmy rozmawiali. Do dzis to pamietam, rozmowe o... czekoladzie. Tak. Zwyklej czekoladzie - takiej do jedzenia. Zapytala sie mnie, czy chce sie poczestowac. Mily poczatek przyjazni. Ale nie od razu tak jej zaufalem. Przez pierwszych kilka dni, bylem pewien ze jakos zniknie - albo, ze powinienem te znajomosc jakos zakonczyc. Nie wiem czemu. Nawet sprobowalem to zrobic, kiedy mi sie wydawalo, ze zaczalem ja ranic - czego bardzo nie chcialem. Do dzis tego zaluje, mam z tego powodu wyrzuty sumienia. Jak to sie "skonczylo"? Najszczerszymi rozmowami z kims, jakie w zyciu odbylem - przez najblizszych kilkanascie tygodni, do dzisiaj.
    Coz, w koncu zakochalem sie w niej bez pamieci. Ale nie jak w dziewczynie. Jak w przyjacielu. Obdarzylem ja najsilniejszym uczuciem, jakim tylko potrafilem. Przyjaznia. Czuje sie z tym bezgranicznym zaufaniem wspaniale. Moge jej powiedziec wszystko a ona to zrozumie. Sadze, ze ona takze mowi mi wszystko co jej w danym momencie lezy na sercu. Jest moja bratnia dusza.
    To jest moja szczesliwa mysla. Taka, ktora jest pewna i nigdy nie zaniknie. Nawet jezeli nie bedziemy ze soba - przyjaciolmi bedziemy zawsze i to jest naprawde cudowne. Szczerze wierze w nasza przyjazn - nie tylko na zle, czy tylko na dobre - ale na dobre I na zle.

*moja najlepsza, najlepsiejsza przyjaciolko - niepotrafie Ci inaczej powiedziec, jak bardzo sie ciesze z naszej przyjazni - kocham Cie - potraktuj to jak slowa przyjaciela*

normalny : :